wtorek, 9 czerwca 2015

Historia zmydlona

UWAGA!!! Od stycznia 2016 blog Mój Miły Czas jest dostępny w nowej wersji na www.mojmilyczas.pl - ZAPRASZAM :)


Swoją przygodę z mydłem rozpoczęłam od wielu rzeczy, które jak to w życiu bywa złożyły się w jedną całość.

Na początku był YouTube i filmy nagrane przez zagraniczne mydlarki tworzące śliczne mydełka. Wtedy nie rozumiałam nazw składników, ani nawet nie wiedziałam co tam się dzieje. Jednak oglądanie tych filmów napawało mnie zachwytem, chęcią robienia czegoś podobnego, czegoś własnego. Lubię wykonywać produkty typu handmade, a TAKICH mydełek w życiu nie widziałam!

Później było odkrycie, bo nagle ,,ni z gruchy, ni z pietruchy” wywiązała się zaskakująca konwersacja z moją ówczesną współlokatorką i serdeczną przyjaciółką Tośką. Okazało się, że siedząc w swoich pokojach niezależnie od siebie oglądamy filmy o tworzeniu mydeł. I nagle okazało się, że przecież można zrobić coś takiego, wystarczy tylko chcieć.

Pierwsze podejście w roku 2013, było dość oczywiste. Internet i wyszukiwane hasło MYDŁO. Najprostsze, najłatwiejsze, najszybsze mydło glicerynowe: kupuje się gotową bazę i rozgrzewa. Można ją barwić, zatapiać w niej różne rzeczy, a by nadać kształt należy ją wlać do ciekawej sylikonowej foremki.
Nam podobał się pomysł i zdobyte doświadczenie (a tak, natrafiłyśmy na ciekawe sytuacje z barwnikiem czy łączeniem warstw).

Moje pierwsze glicerynowe mydełka
Szybko pojawił się niedosyt, bo przecież te wszystkie mydlarki robią to zupełnie inaczej, coś z czymś mieszają i coś innego im wychodzi.


Nastały czasy nauki.
Oglądanie filmów ze zrozumieniem (czytaj: z koniecznością tłumaczenia wszystkich fachowych pojęć). Dogłębne szukanie informacji w Internecie i nagłe zdziwienie (pozytywne), że są Polki, które się tym zajmują. Teraz czytałam blogi i nagle zorientowałam się, że trzeba wrócić do szkoły na lekcję chemii, by poznać od podszewki procesy chemiczne zachodzące w tym wszystkim.

Przyszedł czas na eksperyment czyli pierwsze duże mydło, prawdziwe mydło wykonane od podstaw. Składniki kupione, ,,laboratorium” przygotowane, garnki do mydła wyznaczone.
Składnik A + składnik B i wszystko idzie zgodnie z planem, zupełnie jak na filmach, zupełnie jak we śnie… i nagle składnik C i BUM! Cała reakcja przyspieszyła i zamiast w kilkanaście minut przereagowała w 3 sekundy. A co za tym idzie eksperyment nie powiódł się i na zmarnowanie poszło jakieś 3 kg olejów.

Wnioski były proste: jak eksperymentować to tylko na mniejszych ilościach.
I od tego czasu, nawet gdy coś nie wyszło, to nie było takiej straty… a niestety z początku dużo nie wychodziło. Lecz dużo też można się było nauczyć! Jakie oleje dają jaki efekt. Jakie olejki eteryczne wybierać i kiedy je dodawać. Czym barwić mydła. Jak kroić mydła. Jak się mydłem myć. I wiele pożytecznych obserwacji.

Duża próba numer 2 czyli robimy mydło w dużej formie. Nie będę ukrywać, że byłam zdenerwowana, bo nie uśmiechało mi się pożegnać z kilkoma kilogramami dobrego oleju. Na szczęście udało się! Wszystko się udało i każda następna też!

Kolejna udana próba!
W życiu przychodzi moment na zakończenie edukacji i taki moment dopadł mnie i Tośkę. Musiałyśmy zamknąć wspólne ,,laboratorium”. Jednak nie ma co smutać! Póki co nie zaprzestałyśmy dalszej mydlanej przygody, a każdorazowo wymieniamy się doświadczeniami. Początkowo to właśnie Tośka gorliwie kontynuowała naszą ,,tradycję”, ja tak naprawdę dopiero zaczynam samodzielne mydlarstwo. 
Dlatego raz jeszcze zapraszam do Tośki na bloga: http://www.piolunblog.pl/

Ja, chociaż nie uznaję się za specjalistę chętnie podzielę się wiedzą z cyklu ,,Mydło – jak to jest zrobione”. Wszystkich zainteresowanych zachęcam do śledzenia moich następnych wpisów.






Pozdrawiam
E.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz